jakość łusek PPU

Moderatorzy: wierzba, P_iter

Awatar użytkownika
domel
Posty: 376
Rejestracja: czwartek, 24 września 2009, 23:14
Lokalizacja: Łosice/Podlasie

jakość łusek PPU

Post autor: domel »

znalazłem na egun.de za 1 oiro 250 łusek 8x57 IRS i zastanawiam się czy warto je kupić i czy nie umoczę tych 20 oiro za przesyłkę. Proszę kolegów którzy mieli styczność z tymi łuskami o opinię.
sniper4
Posty: 154
Rejestracja: środa, 07 marca 2012, 15:57

Post autor: sniper4 »

Witaj!
Zapewne będziesz używał tych łusek w broni kombinowanej, także bez obaw- na pewno zdadzą egzamin. Najgorzej sprawa ma się w broni półautomatycznej i samoczynno-samopowtarzalnej. Sądząc również po kalibrze to do celów sportowych tez raczej nie będziesz jej stosować. Myślę więc, że za tą cenę opłaci się je nabyć.
PiotrL
<font color=navy>Moderator</font>
Posty: 1435
Rejestracja: wtorek, 27 maja 2008, 10:21

Post autor: PiotrL »

Miałem w 375H&HMag - jakoś bez zastrzeżeń
Tak przy kazji - te łuski są od 1 E licytacja - a kup teraz 28.95. I tak warto....
Piotr
Jack
Posty: 99
Rejestracja: poniedziałek, 23 stycznia 2012, 15:50
Lokalizacja: Warszawa / Białystok

Post autor: Jack »

Mam raz odstrzelone ale w 223 Rem z tego co pamiętam fabryczna elaboracja Northwest.

P.S. Chętnię zamienię na Normę lub S&B sellier bellot

Jack
wozzi
Posty: 1995
Rejestracja: środa, 02 marca 2011, 18:14
Lokalizacja: Hamburg

Post autor: wozzi »

Mam trochę (20-30) PPU w .308 Win i nie narzekam. Inna sprawa, ze nie używam ich do celów wyczynowych,a jedynie rekreacja na 300m.
.303 brit .308 win 6,5x55 .45acp 9x19mm .22lr .357
Awatar użytkownika
Bready
Posty: 818
Rejestracja: wtorek, 21 sierpnia 2012, 15:20
Lokalizacja: Dupont PA USA

Post autor: Bready »

Uzywam lusek PPU w 7.62x38R i w 7.62x54R
O ile te pierwsze sa bes zazutu ,te drugie maja troche luzniejsze gniazda splonkowe niz np luski Remingtona.
W niczym to nie przeszkadza ,jedynie przy splonkowaniu mam czasem wrazenie ze splonka nie weszla ,bo nie wyczulem momentu wciskania.
Pozdrawiam Bready
walther
Posty: 454
Rejestracja: czwartek, 11 listopada 2010, 10:21

Post autor: walther »

Jeżeli ta partia jest odstrzelona z jednej broni -to byloby bardzo dobrze
ale cena wskazuje że tak nie jest
dlatego nie ma chetnych do ich kupienia
Awatar użytkownika
forester2008
Posty: 1371
Rejestracja: czwartek, 03 lipca 2008, 12:20

Post autor: forester2008 »

walther pisze:Jeżeli ta partia jest odstrzelona z jednej broni -to byloby bardzo dobrze
ale cena wskazuje że tak nie jest
dlatego nie ma chetnych do ich kupienia
Myślisz że odstrzelił je "Klub miłośników 8x57IRS"??? Chyba aż tak popularny to on nie jest :-k No chyba że ktoś wygrał na pikniku u Szustera 200szt. "Partyzanta" i Kolegów zawołał :D
forester
winek64
Posty: 571
Rejestracja: czwartek, 23 września 2010, 12:32
Lokalizacja: Podkarpacie

Post autor: winek64 »

walther pisze:Jeżeli ta partia jest odstrzelona z jednej broni -to byloby bardzo dobrze
ale cena wskazuje że tak nie jest
dlatego nie ma chetnych do ich kupienia
Chętnych do kupienia może nie ma też może dlatego że nie jest to towar markowy a dodatkowo na rynku niemieckim jest duża podaż łusek i praktycznie bez problemu na egunie można dostać luski we wszystkich mniej czy bardziej popularnych kalibrach a nawet w tych całkiem rzadkich. Widziałem kiedyś aukcje jak niemiec sprzedawał za 2 euro 1000szt zużytych spłonek, wydawało mi się to nawet śmieszne chociaż w opisie aukcji napisane było że można użyć te zużyte spłonki do produkcji naboi deko. Wychodzi na to że statystycznie bogaty niemiec zbiera wystrzelone łuski a nawet spłonki i sprzedaje je na egunie a natomiast statystycznie biedny polski myśliwy zaśmieca wystrzelonymi łuskami łowisko.
Zresztą duża cześć polskich elaborantów zaopatruje się w łuski na egunie a ja sam kupowałem tam łuski wielokrotnie i przy odrobinie szczęścia i samozaparcia można nawet stosunkowo rzadkie kalibry kupić za bardzo przyzwoite pieniądze.
walther
Posty: 454
Rejestracja: czwartek, 11 listopada 2010, 10:21

Post autor: walther »

Ano myslę ze jednak odstrzelił je 'klub milosników broni"

To kaliber bardzo popularny w Niemczech -sentyment do 8-ki pozostał im dawnych czasów :D gdy zamawiali po 5 piw w piwiarni
:hoho-ho

W polskim "marketingu "samochodów używanych funkcjonuje obraz Niemiec jako kraju w ktorym jeżdzi sie tylko "trzecimi " samochodami w rodzinie i przewaznie jeżdza tylko kobiety po zakupy :D :D

Nikt nie uwierzy że trzyletni samochód może miec 300 tys przebiegu -podobnie jest z bronia

Wracając do tematu:
Jeżeli łuski były odstrzelone z różnej broni to różnice w ich wymiarach będa zbyt duze aby poradzila sobie z tym matryca FL
co najmniej 1/4 będzie do wyrzucenia
Awatar użytkownika
forester2008
Posty: 1371
Rejestracja: czwartek, 03 lipca 2008, 12:20

Post autor: forester2008 »

walther pisze:Ano myslę ze jednak odstrzelił je 'klub milosników broni"

To kaliber bardzo popularny w Niemczech -sentyment do 8-ki pozostał im dawnych czasów :D gdy zamawiali po 5 piw w piwiarni
:hoho-ho

W polskim "marketingu "samochodów używanych funkcjonuje obraz Niemiec jako kraju w ktorym jeżdzi sie tylko "trzecimi " samochodami w rodzinie i przewaznie jeżdza tylko kobiety po zakupy :D :D

Nikt nie uwierzy że trzyletni samochód może miec 300 tys przebiegu -podobnie jest z bronia

Wracając do tematu:
Jeżeli łuski były odstrzelone z różnej broni to różnice w ich wymiarach będa zbyt duze aby poradzila sobie z tym matryca FL
co najmniej 1/4 będzie do wyrzucenia
A mnie z kolei nie chce się wierzyć żeby Niemcy (ilu by ich nie było) jak jeden mąż z sentymentu do swoich wymuskanych Ósemek zdradzili ulubione RWS-y na rzecz PrviPartizan
Co do polskiego marketingu to w 99% masz rację, chociaż osobiście w tej sytuacji muszę się uznać za szczęściarza, gdyż opisany poniżej przypadek nigdy mi się nie zdarzył :D
W tym miejscu, z góry przepraszając za zaśmiecanie wątku, zacytuję opowieść zasłyszaną od P_itera (łamiąc prawa autorskie) którą usunę dziś wieczorem.......

Prezent od dziadka






Wolfgang, rocznik 1925, kupuje Golfa (oczywiście TDI). Co raczej jasne, Volkswagen jest wyposażony we wszystko, włącznie ze skórzaną tapicerką i, jak to na statecznego dziadka przystało, osiemnastocalowymi felgami. Na potwierdzenie, że występuje coś takiego jak kryzys wieku późnego, nasz dziadek montuje sobie tłumik końcowy Remusa (z TÜV oczywiście) oraz delikatnie obniża i utwardza zawieszenie. Tak przygotowanym samochodem jeździ raz w tygodniu na zakupy do Würstlandu , co sobotę na spotkanie Koła Kombatantów (ach, te lubieżne spojrzenia kombatantek, kiedy parkuje swoje cudo... Lecą... - myśli staruszek za każdym razem.), a w niedzielę, für gesundheit, za miasto pospacerować z kijkami. Nasz kombatant raz na rok jedzie oczywiście do serwisu, by wymieniono mu połowę podzespołów, niezależnie od tego czy są zepsute, czy nie. Zostawia tam w kasie za każdym razem ponad tysiąc euro, ale ma tą bezcenną pewność, że jeździ autem bezpiecznym i sprawnym. Po czterech latach, kiedy Volkswagen ma już przejechane trzydzieści osiem tysięcy kilometrów, dociera do naszego bohatera, że pojazd nie jest już nowy, że kurczące się grono koleżanek z czasów wojny, nie spogląda już na niego tak samo (może z wiekiem wzrok już nie ten...). Wystawia więc swój prawie nowy samochód (kupiony za dwadzieścia dziewięć tysięcy euro, plus pięć tysięcy koszty serwisowania), nie gdzie indziej, jak na "mobiledee" i "skauciedzwadzieściacztery" (nasz dziadzio jest przecież "oblatany" w obsłudze komputera i internetu - rząd zadbał o aktywizację seniorów, więc Wolfgang śmiga po sieci i nawet konta na serwisach randkowych posiada). Auto wycenił na trzy tysiące euro, bo przecież nie sztuką jest "bujać się" ze sprzedażą pół roku - sztuką sprzedać wóz w godzinę.
Nawet ten rekord czasowy został pobity, ponieważ akurat w momencie zamieszczenia przez kombatanta ogłoszenia, przejeżdżający w pobliżu, wyposażony w "netbook za złotówkę" z dostępem do sieci za dwieście netbooków miesięcznie oraz Iveco z lawetą i najazdami, pan Tadeusz Nicniepuka z Wielkopolski, szukając w niemieckim necie "igiełki" na handel, wcisnął Ctrl+F5 i ... doznał olśnienia. Chwycił za telefon, wybrał numer do dziadka i drżącym głosem wydukał do słuchawki:
- Iś kaufe ain Golf, iś...ee... bin...aa.. cein minuten twój haus und iś kaufe...adresen... bite und fare cein minuten! Warten!
Po otrzymaniu adresu, ręką trzęsącą się z emocji i po sobotnich imieninach szwagra, wstukał w nawigację Spottpreisstrasse 10, zawrócił i pognał po chleb dla rodziny, niczym wicher.
Na miejscu nasz pan Tadeusz "urwał" jeszcze trzysta euro, zapakował furę na lawetę i pojechał "nach Hause".
Auto wystawił w ogłoszeniu za dwadzieścia tysięcy złotych, "plus opłaty". Cena okazyjna, z dopiskiem, "Igła po dziadku najtaniej REZERWACJA". Bo przecież nie sztuką jest "bujać się" ze sprzedażą pół roku - sztuką sprzedać wóz w godzinę.
Po kilku minutach od wystawienia Golfa miał już pierwszy telefon. Po drugiej stronie odezwał się zestresowany głos. Kazimierz Szukaj, zrozpaczony faktem, że pewnie ta okazja, jak poprzednie, na oglądanie których wykorzystał już cały urlop i wypuścił rurą wydechową całą pensję, też będzie miała "ryski i wgniotki" oraz inne "ślady użytkowania" i znowu pojedzie pięćset kilometrów na marne, wymamrotał:
- Ja w sprawie autka. Czy cena jest do negocjacji?
- Masz pan napisane, że do małej. I tak masz pan tanio!
Odpowiedział, już na wstępie z lekka zirytowany pytaniem Tadeusz.
- Ale takie są gdzie indziej po osiemnaście...
- Taaa, plus naprawa dwadzieścia! To jedź se pan kupić za osiemnaście! Mój nie ma nawet ryski i jest za dwadzieścia!
- A jakieś wgniecenia?
- Była ryska na zderzaku, to żem pomalował i nawet nowy zderzak żem kupił.
- A ten przebieg, to oryginalny? Ma pan potwierdzenie?
- Panie! Dziadek z 1925 roku tym jeździł. Do kościoła tylko i na zakupy. Samochodzik jest jak nowy! Lać i jeździć! Panie igiełka! Dla żony przywiozłem, ale ona chce kombi, eee ... to znaczy mniejsze chce, takie Lupo, czy coś... Że to za duże dla niej, mówi. Jak pan zobaczysz, na pewno pan kupisz. Jak nowy, mówię.
- A bezwypadkowy jest na sto procent? Bo ja rodzinę chcę wozić.
- Nawet na dwieście! Mówię, że zderzak był przerysowany i tyle.
- To niech mi pan poda adres, ja już wyjeżdżam. Tylko mam pięćset kilometrów, to myślę, że mówi pan prawdę. Jak jest porysowany - to nie kupię. Przytrzyma mi go pan do popołudnia?
- Tak jedź pan. Nie sprzedam komu innemu. Byłeś pan pierwszy, to przytrzymam.




Po ośmiogodzinnej podróży w niewygodnym i głośnym Lanosie, oczom Kazimierza i jego zięcia ukazał się, zaparkowany na podwórku, pod stodołą, piękny, lśniący Golf VI. Oniemieli. Toż to okazja nad wszelkimi okazjami! Lakier jak nowy! Wszystko jak nowe! Prezent od obywatela niemieckiego dla obywatela polskiego!
- Zenku, pogadaj z panem, ty taki wygadany jesteś, żeby urwał jeszcze z tysiąca i bierzemy! Ten ubek spod dziewiątki na zawał zejdzie jak zobaczy cośmy trafili!
Szepnął Kazimierz do zięcia.
Zięć pogadał, Tadek urwał. Pojechali na jazdę próbną. Toż to porównania do Lanosa nie ma!- pomyślał Kazimierz, manipulując przy klimatyzacji. - Tym się płynie, nie jedzie!
- Troszkę mi go ściąga na lewo
Zauważył po przekroczeniu 80 km/h.
- Aaa... to na pewno koło dopompować trzeba.
Stwierdził właściciel, bagatelizując uwagę "przypalonego" Kazia
- No laleczka! Podoba mi się! Piszemy umowę.
Nowy nabywca nie przejął się, że w rubryce "sprzedający" (a dokładnie Verkäufer), widnieją dane jakiegoś Niemca. Widocznie tak ma być - pomyślał, podając swoje dane z dowodu.
Zapłacili, pojechali. Z racji tego, że wskazanie zasięgu na komputerze pokładowym wyświetlało 0 km, podjechali na stację benzynową zatankować. Zjedli po hot-dogu, napompowali koła i ruszyli w dalszą podróż do domu. Wskazanie komputera nie zmieniło się - dalej zasięg był zerowy, a Golfa nadal "ciągnęło" na lewo...




Dar od wnuczka


Zaraz po zdaniu egzaminów na prawo jazdy, młody Alex udał się ze swoim dziadkiem -Wolfgangiem do salonu Volkswagena, zamówić prezent obiecany na tę okazję. Wybór padł na Golfa VI z dwulitrowym silnikiem TDI. Kolor czarny, jako dodatkowe wyposażenie wnuk wybrał sobie tapicerkę ze skóry oraz osiemnastocalowe felgi aluminiowe. Po odbiorze samochodu, zarejestrowanego na dziadka, Alex zamówił sobie jeszcze sportowe zawieszenie i nietani wydech końcowy Remusa.
Biorąc pod uwagę, że młody posiadacz Golfa VI dostał pracę w miejscowości odległej o osiemdziesiąt kilometrów i pięć razy w tygodniu musiał tam dojechać, prezent od dziadka okazał się bardzo przydatny. Przebieg Golfa rósł jednak dosyć szybko. Niestety, nowe auta nie są już tak trwałe, więc dosyć często samochód lądował w serwisie. Na ilość awarii wpływał też fakt, że chłopak, z racji młodego wieku, nie obchodził się z prezentem zbyt delikatnie. Weekendowe wypady na imprezy ze znajomymi zazwyczaj wiązały się z "paleniem gumy" (na ile moc pozwalała) i wyścigami poza miastem.
Pewnej sobotniej nocy młody Niemiec "nie dostosował prędkości do warunków panujących na drodze" i na łuku wypadł na lewy pas, wprost pod nadjeżdżąjące z naprzeciwka auto. Huk był straszny, na szczęście poza złamaną ręką u młodego kierowcy i potłuczeniami innych uczestników zdarzenia, nic się nikomu nie stało.
Gorzej było z naszym głównym bohaterem, czyli Volkswagenem. Lewa podłużnica przestała istnieć, poduszki powietrzne odpaliły, a siła uderzenia wyrwała wręcz silnik. Tej nocy Golf zyskał pewną cechę, właściwą pojazdom emigrującym w kierunku wschodnim - stał się autem "nur für händler oder export". Jakakolwiek naprawa auta nie wchodziła bowiem w grę z punktu widzenia bezpieczeństwa oraz opłacalności.



Po kilku tygodniach firma ubezpieczeniowa wypłaciła Wolfgangowi pieniądze za skasowany pojazd, a ów wrak znalazł się w szeregu podobnych, na placu "Izmir Totalschaden". Śniady potomek Kara Mustafy - właściciel szrotu - wiedział, że samochód długo u niego miejsca nie zagrzeje. Cena - tysiąc osiemset euro miała pomóc szybko znaleźć na niego kupca.
Tak też się stało. Akurat swój cotygodniowy tour szrotowy kontynuował, wyposażony w "netbook za złotówkę" z dostępem do sieci za dwieście netbooków miesięcznie oraz Iveco z lawetą i najazdami, pan Tadeusz Nicniepuka z Wielkopolski, szukając w niemieckim necie i po okolicznych "okazjodajniach" "igiełki" na handel. Gryząc, przygotowaną jeszcze w Polsce przez żonę, bułkę z kotletem mielonym i jajkiem, wszedł na stronę pobliskiego "Izmir Totalschaden". Niejedną okazję znalazł już u przyjaciela Osmana, niejeden tysiąc euro zarobił.
Kiedy zobaczył w ofercie czteroletniego Golfa VI ze zmiętym przodem, przypomniało mu się, że ostatnio chłopaki "na dziupli" cięli właśnie takiego samego. Szybki telefon zaufania, znajomy potwierdził, że są "na stanie" części w promocyjnych cenach i pan Tadeusz ruszył do Turka po rozbitka.
Na miejscu zawahał się chwilkę, ponieważ na zdjęciach auto wyglądało troszkę lepiej, ale ostatecznie stargował trzysta euro, załadował kupę żelastwa na lawetę i pognał "nach Hause".
Golf VI (tak przynajmniej wynikało z "papierów", bo patrząc z przodu, identyfikacja modelu była mocno utrudniona) na drugi dzień trafił w dobre ręce, a mianowicie w "ręce, które leczą", tanio leczą. Sąsiad Tadeusza - Zbyszek Blachowkręt - był naprawdę dobrym fachowcem. To znaczy potrafił czynić cuda, pod warunkiem, że nie wpadał akurat "w ciąg". Dawno temu robił nawet auta dla pewnego ASO, ale po aferze w internecie (ktoś gdzieś wygadał się, że serwis naprawia blacharkę u podwykonawcy w stodole, pojawiły się zdjęcia i zrobił się mały skandal) zerwano z nim umowę. Wtedy to właśnie urażona ambicja Zbyszka pchnęła go w "nadużywanie". Reasumując - fachowiec dobry, ale jak się ręka trzęsie, to "kątówka" lubi czasem sama zadecydować, jak ciąć blachy...
Ponad miesiąc miejscowy "rzeźbiarz" walczył w przydomowym warsztaciku, by to coś, co przedsiębiorca "przytargał" z Niemiec wyglądało jak Golf VI. Kłopoty ze sprzętem oraz wspomnianym już utrzymaniem równowagi sprawiły, że wstawiona ćwiartka nie do końca równo "siadła". Ale, jak to stwierdził Donatello fachu blacharskiego - "trochę płaskownika, parę podkładek i będzie bezwypadek". Tak też się stało. Po ciężkich bojach z oporną materią, z blacharnio-lakierni wyjechał bezwypadkowy Golf "po dziadku"...



Dwa tygodnie później:
- Toż to okazja nad wszelkimi okazjami! Lakier jak nowy! Wszystko jak nowe! Prezent od obywatela niemieckiego dla obywatela polskiego!
Krzyknął do zięcia oniemiały z wrażenia Kazimierz Szukaj...


http://blog-skup-aut-bielsko.blogspot.com/
forester
GEER
Posty: 93
Rejestracja: poniedziałek, 26 maja 2008, 22:35
Lokalizacja: Kielce

Post autor: GEER »

Ad Forester
=D>
wozzi
Posty: 1995
Rejestracja: środa, 02 marca 2011, 18:14
Lokalizacja: Hamburg

Post autor: wozzi »

LOL! Forester, nie kasuj tego! Zona dopiero popołudniu będzie mogla przeczytać... :lol: :lol: :lol: :D
.303 brit .308 win 6,5x55 .45acp 9x19mm .22lr .357
PiotrL
<font color=navy>Moderator</font>
Posty: 1435
Rejestracja: wtorek, 27 maja 2008, 10:21

Post autor: PiotrL »

....Wracając do tematu:
Jeżeli łuski były odstrzelone z różnej broni to różnice w ich wymiarach będa zbyt duze aby poradzila sobie z tym matryca FL
co najmniej 1/4 będzie do wyrzucenia....
Wielokrotnie kupowałem na egunie łuski od 222 do 458 - wyrzucałem pojedyncze sztuki - najczęściej uszkodzone mechanicznie
Piotr
MarcinR
Posty: 322
Rejestracja: sobota, 17 kwietnia 2010, 22:44
Lokalizacja: Warmińsko-Mazurskie Olecko
Kontakt:

Post autor: MarcinR »

Ad forester2008
Piękna historia, od razu przypomniał mi się dowcip jak to handlarz wstawił auto do blacharza. Po tygodniu blacharz dzwoni do właściciela panie jakie to auto bo z której strony bym nie klepał to i tak wychodzi przystanek autobusowy.
Marcin Roszko
www.cel.sklep.pl
walther
Posty: 454
Rejestracja: czwartek, 11 listopada 2010, 10:21

Post autor: walther »

Może i Niemcy maja sentyment do RWSa ale mozliwosc zaoszczedzenia jednej marki jest dla nich niezwykle kuszaca
a na strzelnicach raczej PP do postrzelania

Moze Piotrze miałes szczescie kupujac te luski -ja niestety takiego nie miałem
kupiłem kiedys 400 szt DAG-ów w kal 8 x57 JS -200 w nieswiadomosci odsprzedałem od razu na naszym forum

i co

nawet bardzo dokładne ustawienie matrycy i dwukrotne formatowanie nie pomoglo -częśc naboi nie dawała sie zamknąc w zamku Mannlichera - ale jak juz dalo się zamknąc to po odstrzeleniu trzeba bylo wybijac wyciorem łuske

to tyle z autopsji

co do niemieckich stereotypów -to trudno mnie na nie nabrac -spedziłem tam 4 lata
PiotrL
<font color=navy>Moderator</font>
Posty: 1435
Rejestracja: wtorek, 27 maja 2008, 10:21

Post autor: PiotrL »

Może miałem szczęście - a może to moje przyzwyczajenie wkrecania głebiej matrycy FS?
Piotr
walther
Posty: 454
Rejestracja: czwartek, 11 listopada 2010, 10:21

Post autor: walther »

też tego probowałem ale faldowalo łuske

teraz juz wiem ze w tym kalibrze nie kupuje sie łusek wystrzelonych ze starych wyswiechtanych Mauserów w Niemczech
lepiej polegac na eksploracji strzelnicowych śmietników :D
PiotrL
<font color=navy>Moderator</font>
Posty: 1435
Rejestracja: wtorek, 27 maja 2008, 10:21

Post autor: PiotrL »

....lepiej polegac na eksploracji strzelnicowych śmietników... Z tym coraz trudniej - coraz częściej strzelcy je błyskawicznie czyszczą.....
Piotr
SławekP
Posty: 401
Rejestracja: wtorek, 03 czerwca 2008, 11:17
Lokalizacja: Bolesławiec

Post autor: SławekP »

PiotrL pisze:....lepiej polegac na eksploracji strzelnicowych śmietników... Z tym coraz trudniej - coraz częściej strzelcy je błyskawicznie czyszczą.....
Możesz czuć się współwinny - gdyby nie Twoje artykuły w Arsenale o elaboracji dziś na strzelnicach łuski poniewierałyby się w każdym koszu.... :lol: :lol:
Awatar użytkownika
sokal
Posty: 876
Rejestracja: środa, 23 czerwca 2010, 13:48
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: sokal »

Znam takiego "kolegę" po lufie co zbiera łuski zanim ostygną i wynosi na złom. Nie robi tego z pazerności lecz przez zawiść w stosunku do elaborujących kolegów, planowałem nawet nazbierać mu puszek aluminiowych na wymianę (oczywiście z jego zyskiem) ale pewnie się nie zgodzi.
DamianC
Posty: 193
Rejestracja: środa, 06 października 2010, 20:40
Lokalizacja: dolnośląskie/Lubań

Post autor: DamianC »

Znam takiego, człowiek ledwo się przeciągnie po długiej podróży, a kosze już puste :lol:
ODPOWIEDZ