spłonki magnum
spłonki magnum
Mam pytanie dotyczące spłonek 9 1/2 LR magnum firmy remmington, czy można je używać do kalibrów 7 mm Magnum oraz 30-06, chodzi o to czy nie powodują wzrostu ciśnienia ,które należy uwzględnić przy ustalaniu naważki prochu, oraz ewentualnie wpływ na skupienie.
Do 7 rem mag jak najbardziej, do 3006 niektórzy zalecając - zwłaszcza do strzelania w zimie. Wzrost cisnienia to maks 300 barów - a wpływ na skupienie/ i ewentualne cechy nadciśnienia/ wykaze tarcza. Zacząłbm z naważką zmniejszoną o 10% i szedłbym stopniowo do góry. Osobiście robiąc te same kalibry ze spłonkami LR i LRM nie stwierdziłem zauważalnych róznic
Ostatnio zmieniony czwartek, 17 lipca 2008, 08:50 przez PiotrL, łącznie zmieniany 1 raz.
Piotr
-
- Posty: 467
- Rejestracja: środa, 28 maja 2008, 17:31
Tak jak pisze Piotr.
Przy zmianie spłonki ze zwykłej na magnum zacznij od naważki zmniejszonej o 5-10%.
Co do ciśnienia to wzrost może być czasem dość spory ( dobrze jest to opisane w : "Any Shot You Want" - Manualu firmy A-Square ) np. spłonka CCI 250 daje ciśnienie 61 500 PSI , w porównaniu z CCI 200 dającej 54 800 PSI ( dla 7mm Rem Mag. H 4831 66,0grs,sierry 160 grs i łuski Winchestera ). Co ciekawe w podanym przykładzie Vo była większa na spłonce magnumowej, tylko o 28 fps ! (3011fps dla CCI 200, i 3039 fps dla CCI 250 ).
Przejście na spłonkę magnumową, pomimo (teoretycznie ) lepszego zapłonu , nie zawsze idzie w parze z poprawą skupienia. Po prostu trzeba spróbować.
Przy zmianie spłonki ze zwykłej na magnum zacznij od naważki zmniejszonej o 5-10%.
Co do ciśnienia to wzrost może być czasem dość spory ( dobrze jest to opisane w : "Any Shot You Want" - Manualu firmy A-Square ) np. spłonka CCI 250 daje ciśnienie 61 500 PSI , w porównaniu z CCI 200 dającej 54 800 PSI ( dla 7mm Rem Mag. H 4831 66,0grs,sierry 160 grs i łuski Winchestera ). Co ciekawe w podanym przykładzie Vo była większa na spłonce magnumowej, tylko o 28 fps ! (3011fps dla CCI 200, i 3039 fps dla CCI 250 ).
Przejście na spłonkę magnumową, pomimo (teoretycznie ) lepszego zapłonu , nie zawsze idzie w parze z poprawą skupienia. Po prostu trzeba spróbować.
Zimę mam na mysli taką jak drzewiej bywało - ponizej 15 stopni. Żadnego niemiłego wzrostu cisnienia raczej nie będzie - rozsądnie jest przeciez zachować margines bezpieczeństwa. Jak juz teoretyzować - to w wyzszej temperaturze dojdzie dzieki rozszerzalności termicznej metalu do zwiekszenia objętości komory i zmniejszenia oporu przetłaczania pocisku - kompensujecy wzrost ciśnienia....
Poważnie - w naszych zimach nie ma to znaczenia, polując w Kanadzie czy Rosji - juz tak. Osobiście zamiennie stosowałem spłonki LR i LRM - nie zauważając objawów wzrostu ciśniania
Poważnie - w naszych zimach nie ma to znaczenia, polując w Kanadzie czy Rosji - juz tak. Osobiście zamiennie stosowałem spłonki LR i LRM - nie zauważając objawów wzrostu ciśniania
Piotr
Dzięki za dobre słowo...
Zawsze stosuję duży margines bezpieczeństwa - na polowania i tak energii przeważnie jest aż nadto - a na strzelnicę liczy się tylko precyzja - a V0 praktycznie nie ma znaczenia - dlatego też modyfikować wszystko można bezpiecznie. Broń tez jest testowana na znacznie wyższe ciśnienia niż deklarowane - żeby zrobić sobie bubę - trzeba naprawdę chcieć...
Zawsze stosuję duży margines bezpieczeństwa - na polowania i tak energii przeważnie jest aż nadto - a na strzelnicę liczy się tylko precyzja - a V0 praktycznie nie ma znaczenia - dlatego też modyfikować wszystko można bezpiecznie. Broń tez jest testowana na znacznie wyższe ciśnienia niż deklarowane - żeby zrobić sobie bubę - trzeba naprawdę chcieć...
Piotr
Fakt. Na zielonym forum pisano o tym jak spec od elaboracji / w Niemczech - a więc po kursie i z papierem/ robił mysliwemu elaborację na Afrykę - sypiąc proch na maksymalny compress. Zamek R93 wszedł gościowi w klatkę piersiową.
Wystarczy zachować elementarne zasady + rozsądek - i zabawa jest bardzo bezpieczna
Wystarczy zachować elementarne zasady + rozsądek - i zabawa jest bardzo bezpieczna
Piotr
-
- Posty: 467
- Rejestracja: środa, 28 maja 2008, 17:31
No tak. Tylko, że w Afryce temperatury są deko inne niż w Europie. Równie dobrze możnaby przed wyjazdem do Afryki, położyć amunicję na podszybiu w samochodzie latem ( na słoneczku oczywiście ) i odpalić po 2-3 godzinach, gdy patrony bedą miały już afrykańską temperaturę. ( zależy gdzie i kiedy się jedzie )
-
- Posty: 72
- Rejestracja: poniedziałek, 25 sierpnia 2008, 15:51
Mużna koledzy, mużna
Opowiem moją historie z przekroczeniem dawek i braku rozumu (mojego).
Kiedy w klubie sportowym strzela się długo to, rad nie wola, poznaje się tych i owych.
Niekiedy koledzy przesadnie okazują swą wyższość i fachowość.
Ja miałem takiego jednego wielbiciela, kiedy byliśmy po za stanowiskiem to mi mówił per ty (nic nie mam przeciwko, ale ja jego imię nie znałem) i starał się być koleżeński i dowcipny, zaś kiedy strzelałem lubił mnie podchodzić od tyłu i gmerac ............................w pestkach.
Oczywiście bez pozwolenia zawsze przywłaszczał sobie pare szt mojego autorstwa i puszczał w swoim 6 calowym 357. Komentarz był jeden: „do d.p. jest ta twoja amunicja, w ogóle nie czuje, że nią strzelam, na pewno tam dałeś proch??”
Prawda koledzy jest taka, że ja lubiłem strzelać ze swojego rewolweru, 38wc do którego zawsze robiłem pestki takie, że tylko do tarczy doleciały, a czasami się odbijały od papieru.
Jeśli pamięć mnie nie myli (minęło lat 20 ) to były kulki deputatowe, własnoręcznie wylane 147, góra 148 grs na N320 nie całe 3 grs, spłonka co łaska, ale przeważnie cci sp.
Kiedy setny raz kolega (który lubił dostawać amunicjowstręt , bo z jego lufy ciągle ogień buchał) zwrócił mi uwagę, że moja amunicja jest do d.p. to już nie wytrzymałem i zacząłem planować swoją zemstę.
Wróciłem do domu, złapałem 10 sprimerowanych łusek .357 i „zalałem” N350 ile wlezie, potem, przez 3 dni i 3 noce pukałem denkiem w stół by to ułożyć.
Jak mi się pokazał kawałek wolnego miejsce to ja „dolewałem” do pełna.
Do tego zamontowałem kulkę od para, 124 albo 125 grs FMJ (wiem, idiotą byłem, ale standardowe 160tki za mocno wystawały by bo za wysokie i w łusce miejsca do osadzenia nie było).
W tym miejscu rozpocząłem przemyślenia jak zrobić, by kolega chciał pogmerać i (jak zwykle bez pozwolenia) przywłaszczyć sobie moje pestki. Lecz po chwili ogarnął mnie strach, a jak wybuchnie mu to w pysk I błysk szaleństwa Pomyślałem sobie „sam je wypróbuje”
Tak, no to zameldowałem się u magazyniera klubu, odepchnąłem „swoją” wc, którą Szymon już zdążył mi podać i poprosiłem o czegoś w 357.
Szymon zrobił minę biegnącego żubra ale grzecznie podał.
Zająłem stanowisko, załadowałem 6 (?!?!?), zaparłem się i ogień. Efekt: błysk, huk, ręka napi…ala, uszy gwiżdżą (mimo słuchawek) ale ja żyje, jeszcze
Mimo, że czułem jak by mi ktoś lał po łapach pałą hokejową dalej mogłem nimi ruszać, kości całe, farby brak, pistolet,....................................... no tu nie było tak wesoło
Górna komora rozerwana,................ mostek sterczy,................ bęben nie obrócił się,............... w zamku sieczka, .............dalej 5 komór pełnych.
I się rozpętało piekło, policji do tego nikt nie mieszał (na szczęście), ale klubowi trza było zapłacić za złomowanie starego rewolweru no i kupić nowego.
W klubie gdzie chłopcy mówią sobie per ty i podchodzą drugich od tyłu powiało chłodem, nikt już mi amunicji nie podkradał a nawet śmiem twierdzić, że większość miała mnie za niebezpiecznego wariata (nikt nie twierdzi, że ja jestem normalny).
Jednym zdaniem, zameldowałem prezesowi, że zadanie wykonane.
Opowiem moją historie z przekroczeniem dawek i braku rozumu (mojego).
Kiedy w klubie sportowym strzela się długo to, rad nie wola, poznaje się tych i owych.
Niekiedy koledzy przesadnie okazują swą wyższość i fachowość.
Ja miałem takiego jednego wielbiciela, kiedy byliśmy po za stanowiskiem to mi mówił per ty (nic nie mam przeciwko, ale ja jego imię nie znałem) i starał się być koleżeński i dowcipny, zaś kiedy strzelałem lubił mnie podchodzić od tyłu i gmerac ............................w pestkach.
Oczywiście bez pozwolenia zawsze przywłaszczał sobie pare szt mojego autorstwa i puszczał w swoim 6 calowym 357. Komentarz był jeden: „do d.p. jest ta twoja amunicja, w ogóle nie czuje, że nią strzelam, na pewno tam dałeś proch??”
Prawda koledzy jest taka, że ja lubiłem strzelać ze swojego rewolweru, 38wc do którego zawsze robiłem pestki takie, że tylko do tarczy doleciały, a czasami się odbijały od papieru.
Jeśli pamięć mnie nie myli (minęło lat 20 ) to były kulki deputatowe, własnoręcznie wylane 147, góra 148 grs na N320 nie całe 3 grs, spłonka co łaska, ale przeważnie cci sp.
Kiedy setny raz kolega (który lubił dostawać amunicjowstręt , bo z jego lufy ciągle ogień buchał) zwrócił mi uwagę, że moja amunicja jest do d.p. to już nie wytrzymałem i zacząłem planować swoją zemstę.
Wróciłem do domu, złapałem 10 sprimerowanych łusek .357 i „zalałem” N350 ile wlezie, potem, przez 3 dni i 3 noce pukałem denkiem w stół by to ułożyć.
Jak mi się pokazał kawałek wolnego miejsce to ja „dolewałem” do pełna.
Do tego zamontowałem kulkę od para, 124 albo 125 grs FMJ (wiem, idiotą byłem, ale standardowe 160tki za mocno wystawały by bo za wysokie i w łusce miejsca do osadzenia nie było).
W tym miejscu rozpocząłem przemyślenia jak zrobić, by kolega chciał pogmerać i (jak zwykle bez pozwolenia) przywłaszczyć sobie moje pestki. Lecz po chwili ogarnął mnie strach, a jak wybuchnie mu to w pysk I błysk szaleństwa Pomyślałem sobie „sam je wypróbuje”
Tak, no to zameldowałem się u magazyniera klubu, odepchnąłem „swoją” wc, którą Szymon już zdążył mi podać i poprosiłem o czegoś w 357.
Szymon zrobił minę biegnącego żubra ale grzecznie podał.
Zająłem stanowisko, załadowałem 6 (?!?!?), zaparłem się i ogień. Efekt: błysk, huk, ręka napi…ala, uszy gwiżdżą (mimo słuchawek) ale ja żyje, jeszcze
Mimo, że czułem jak by mi ktoś lał po łapach pałą hokejową dalej mogłem nimi ruszać, kości całe, farby brak, pistolet,....................................... no tu nie było tak wesoło
Górna komora rozerwana,................ mostek sterczy,................ bęben nie obrócił się,............... w zamku sieczka, .............dalej 5 komór pełnych.
I się rozpętało piekło, policji do tego nikt nie mieszał (na szczęście), ale klubowi trza było zapłacić za złomowanie starego rewolweru no i kupić nowego.
W klubie gdzie chłopcy mówią sobie per ty i podchodzą drugich od tyłu powiało chłodem, nikt już mi amunicji nie podkradał a nawet śmiem twierdzić, że większość miała mnie za niebezpiecznego wariata (nikt nie twierdzi, że ja jestem normalny).
Jednym zdaniem, zameldowałem prezesowi, że zadanie wykonane.
adelante!